niedziela, 2 listopada 2014

Ciemne strony bycia au pair.

Nadszedł ten moment, w którym postanowiłam opisać bycie au pair od tej gorszej strony.
Często czytamy na blogach jak jest cudownie, możemy podróżować, dzieci są niemal idealne, host parents są cudowni . Ogólnie perfekcyjne życie.
Niestety niewiele dziewczyn pisze o problemach .Zazwyczaj gdy się pojawiają, blog ucicha.
Ciężko mi powiedzieć dlaczego tak się dzieje, jednak warto o tym mówić, aby przyszłe au pair wiedziały czego mogą się spodziewać.

Na początku chce podkreślić, że moja historia nie jest najgorszą z możliwych, ale mimo wszystko miała duży wpływ na ciszę na blogu oraz moje łzy, które niestety pojawiały się bardzo często .

Jak wiecie z poprzednich postów, w te wakacje pojechałam do tej samej rodziny, w której byłam rok temu. Wiem, wiem . Nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej wody, ale przygnębiona brakiem rodzinek stwierdziłam, że co mi szkodzi - przecież byłam zadowolona.

Pierwsze problemy zaczęły się już w dniu mojego przyjazdu do rodzinki . Miałam osobne mieszkanie (odsyłam do posta o mojej host family), zostałam sama i pierwsze co pomyślałam "hej! czemu nie mam internetu ?". Zeszłam na dół, ponieważ tam miałam free wi-fi i napisałam do mojej hostki.
Odpowiedź jaką dostałam wywołały lawinę łez - "Nie jest to możliwe w twoim mieszkaniu i w naszym również". Spanikowana napisałam do wówczas bliskiej mi osoby. Nie wiedziałam co robić. Życie bez internetu, bez kontaktu z rodzicami .... Porażka. I tak żyłam na klatce schodowej, spędzałam tam długie godziny, ponieważ był tam darmowy internet. Znali mnie wszyscy sąsiedzi (11 pięter, 3 mieszkania na każdym ...) , bo często widzieli mnie siedzącą na schodach, żeby rozmawiać z mamą na skype musiałam chodzić do McDonald's.
Pewnego dnia okazało się, że moja rodzinka, w swoim mieszkaniu ma ciągle działający router, a nie tak jak mówili tylko internet z telefonu. Odkryłam to przypadkiem, kiedy to znudzona czekaniem, aż obudzą się dzieci sięgnęłam po gazety za łóżko. Poczułam się strasznie oszukana.

Internet nie był jednak aż tak problematyczną sprawą .Najgorzej było z dziećmi. Moje kochane aniołki, które były na prawdę cudowne przemieniły się w dwa potwory, których nie dało się poskromić. Codziennie miałam jakiś problem, nie miałam ani jednego spokojnego dnia.
Płacz, ciągły płacz . O wszystko . Kłótnie o telewizję, o wyjście z domu, o zrobienie zadań domowych, o poskładanie łózka, umycie zębów. Ciągły płacz, krzyk i nic więcej. Na prawdę psychicznie byłam wykończona, a moi host rodzice po pewnym czasie przestali nawet pytać jak zachowywały się dziś dzieci. Dawali im kary, które na drugi dzień były odwołane, a dzieci dostawały przeprosiny, że rodzice na nich nakrzyczeli. Z V. miałam ciągłe kłótnie o telewizję i pracę domową. Zdarzało jej się kłamać i kilka razy mnie uderzyć. Z A. nawet nie wiem o co chodziło .Po prostu płakał non stop, bez przerwy , wymuszał wszystko płaczem. Jednego dnia kochał ziemniaki, innego krzyczał że nie i że mnie nienawidzi. Milion razy dziennie słyszałam, że jestem beznadziejną nianią, że się nie mogą doczekać, aż wrócę do Polski itd. Przy rodzicach następowała zmiana o 180 stopni. Raz nawet hostka powiedziała, że A. szaleje na moim punkcie i mnie uwielbia. Miałam ochotę parsknąć śmiechem.

Trzecią sprawą było niedotrzymanie warunków jakie ustaliliśmy . Okazało się, że nie mam Internetu, karty na busa, telefonu z numerem hiszpańskim, kluczy do bloku babci dzieciaków, aby mieć dostęp na basen. Ze wszystkich obietnic zostało tylko osobne mieszkanie.

Ostatnim problemem była moja hostka, która zupełnie nie wspierała mnie w walce z zachowaniem dzieci. Ponadto raz w tygodniu przychodziła do mnie do mieszkania i sprawdzała, czy jest porządek.
Potrafiła wysłać mi zdjęcie ławy , na której leżał 1 kubek, który został np. po śniadaniu i napisać wiadomość na facebooku " W Twoim mieszkaniu jest BARDZO brudno, posprzątaj jak najszybciej" lub zostawiać mi karteczki typu "Umyj podłogę" . Komedia ... tym bardziej, że mieszkanie było czyste i na prawdę jej wiadomości były trochę bezpodstawne.

Na koniec dostałam wielkie podziękowania, prezent od dzieci i cudowny list polecający, przy czytaniu którego płakałam. Później wiadomość od hostki "Bardzo dziękuję, że zostawiłaś mieszkanie w tak perfekcyjnym stanie. Wszyscy Cię kochamy i już za Tobą tęsknimy". Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać.

Wiele razy wracałam do domu, spotykałam się ze znajomymi i moimi pierwszymi słowami było "I hate my life", wylałam wiele łez, wiele stresu, nerwów i totalne zmęczenie.

Czemu nie odeszłam ? Nie wiem, może ze względu na bliską osobę, która tam była i bardzo zależało mi na spędzeniu z nią tego lata. Może ze względu na chorą ambicję i to, że nie chciałam pokazać, że coś mi się nie udało. Przecież tyle walczyłam o ten wyjazd. Jak myślę o tym teraz, to powinnam odejść już po pierwszym tygodniu i pewnie teraz bym tak zrobiła.

Na zakończenie chcę Wam powiedzieć, że jest to cudowny wyjazd i zdecydowanie polecam wyjechać. Jednak z myślą, że Wasza rodzinka może okazać się nieidealna i możecie mieć problemy nawet w rodzince, którą pozornie bardzo dobrze znacie